04 lipca 2014

Uwaga



Roździały mogą pojawiać się nawet po 2 tygodniach.
Są wakacje. Wyjeźdżamy, spotykamy się ze znajomymi i nie zawsze mamy na to czas. Mamy nadzieję, że to zrozumiecie. 

Mamy do was jeszcze jedną prośbę. KAŻDY kto czyta nasze opowiadanie niech podpisze się w komentarzu pod tym postem. To tylko chwila, nic nie kosztuje. Pozdrawiamy.

22 czerwca 2014

Rozdział 2


Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie wiedziałam co się dzieje. Najwidoczniej jeszcze nie do końca się obudziłam. Zdołałam wypowiedzieć tylko te 3 słowa "Jeszcze 5 minut". W tym momencie poczułam jakby coś na mnie spadało, coś miękkiego. 
- Demi wstawaj, w tej chwili. Za godzinę musisz być w szkole. - Gdy mama wypowiedziała te słowa uświadomiłam sobie, że to już piątek, ostatni dzień tego wszystkiego. Szybko się podniosłam przecierając oczy. - W końcu. Spokojnie, jeszcze będziesz miała czas się wyspać. Szybko się ubierz i zejdź na dół, za 10 minut śniadanie.
- Tak jest. - zasalutowałam z uśmiechem na twarzy, na co moja mama pokiwała głową odwzajemniając uśmiech i zamknęła drzwi. Moja rodzina uwielbiała się śmiać. Nigdy się nie kłóciliśmy, wspieraliśmy się. Wiedziałam, że zawsze mogę im o wszystkim powiedzieć, ale to co działo się teraz... To było za dużo. Nie chciałam żeby się martwili. Uznałam, że sobie poradzę. Ale teraz wiem, że to nie był najlepszy pomysł. Szkoda, że nie mogę tego cofnąć.
Spojrzałam na zegarek, żeby zobaczyć ile mam jeszcze czasu. Wstałam, podeszłam do szafy przeszukując czegoś odpowiedniego na zakończenie roku szkolnego. Postanowiłam, że ubiorę czarno-białą sukienkę, marynarkę i do tego moje buty na obcasie, za którymi nie specjalnie przepadałam ale nie miałam innego wyjścia. Najchętniej założyłabym moje czarne trampki, ale cóż. Będę musiała obejść się bez nich.
Weszłam do łazienki, umyłam twarz, spięłam włosy w koka, a następnie ubrałam się. Wyglądałam jak nasza nauczycielka od francuskiego. Może lepiej pójdę w rozpuszczonych - pomyślałam. Na myśl o naszym podobieństwie zaśmiałam się do mojego odbicia w lustrze. Czy na prawdę wyglądam aż tak staro? Teraz, gdy już rozpuściłam moje włosy wyglądałam o niebo lepiej. Zapomniałabym o czymś jeszcze. Wypadałoby zrobić makijaż. Usiadłam przy toaletce i zabrałam się do roboty. No to chyba wszystko. Schodząc na dół do kuchni, gdzie czekali już na mnie rodzice, zerknęłam jeszcze raz w lustro, sprawdzając czy o czymś nie zapomniałam. Wszystko wydawało się być w porządku.
- Dobry księżniczko. - tata jak zwykle uśmiech na twarzy, książka przed nosem i komentarz na mój temat, który miał na celu mnie zdenerwować.
- Nie mogło się obejść bez tej księżniczki, prawda? - spojrzałam na niego z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Przecież mnie znasz skarbie.
- Dobrze dobrze, już zabierajcie się do jedzenia. Nie mamy wiele czasu. - wtrąciła mama.
Zapadła cisza. Ale nie na długo.
- Demi jesli chcesz mogę Cię dzisiaj podwieść do szkoły, do pracy jadę trochę później. Co ty na to?
- Pewnie, że chcę. - Gdy wypowiadał tamte słowa poczułam się zbawiona. Nie musiałam jechać autobusem..

Ten dzień zapowiadał się całkiem inaczej niż inne. Po śniadaniu Patrick podwiózł mnie do szkoły tak jak obiecał. Do tej pory nie natknęłam się na Ashley. Nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam pokręcić się trochę po szkole. Zakończenie miało rozpocząć się dopiero za pół godziny. Wszystko kojarzyło mi się z tą dziewczyną. Nie wiem, na prawdę nie wiem jak ja to wszystko wytrzymałam. Całe szczęście, że dzisiaj to już koniec. Nie mam zamiaru tu więcej wracać.
Nagle usłyszałam podejrzane szepty dochodzące z łazienek. Cicho podeszłam do wejścia, a ku mojemu ździwieniu ujrzałam Ashley z Vanessą, jej "najlepszą przyjaciółką". Na jednej ze ścian zaczęły coś pisać. Dopiero gdy się odsunęły zauważyłam to...  "Nienawidzimy Demi". Poczułam ból, gdzieś w głębi mnie. Odsunęłam się od drzwi i pobiegłam w drugą stronę. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie teraz widział. Dlaczego ten świat nie może być taki idealny. Dlaczego ludzie wszystko psują. To niesprawiedliwe. Nie ma gorszych, ani lepszych. Wszyscy stoją na równi. Szkoda tylko, że nie wszyscy to rozumieją.
W tej chwili postanowiłam nie płakać. Udałam się spokojnie do sali gimnastycznej, gdzie miało się odbyć zakończenie roku. Kiedy do niej weszłam poczułam się obciążona wzrokiem tych wszystkich uczniów. Każdy, bez wyjątku zaczął szeptać coś do drugiej osoby, jednocześnie na mnie patrząc. Nie chciałam pokazać tej słabości, nie teraz. Usiadłam na krześle obok pewnej dziewczyny, która.. można powiedzieć, że uciekła, gdy tylko to zrobiłam. Postanowiłam nie przejmować się tym. Spóściłam głowę, czekałam aż dyrektor zacznie wygłaszać przemówienie, i nie będę już głównym celem obserwacji. Chwilę potem nadszedł ten wyczekiwany moment. 

Minęła godzina, kiedy wszystko się już zakończyło. Wszyscy mogli odczuć tę ulgę, wolność. Ale nie ja. Jeszcze nie teraz. To było jasne, Ashley...
- Słuchajcie ludzie! Chcę w wyjątkowy sposób pożegnać naszą słodką Demi. Niech wszyscy skierują się w stronę łazienek na 2 piętrze. Będziecie mogli podpisać się na specjalnej ścianie dedykowanej właśnie dla Lovato! - każde jej słowo było wypowiedziane z nienawiścią, jadem. Chciałam zapaść się pod ziemię. Wiedziałam, że nie pozwoli mi odejść tak po prostu. Wszyscy wykonali polecenie tej wiedźmy. Tylko ja zostałam na moim miejscu. Sama jak palec, wpatrzona w podłogę nie mogłam sie ruszyć. Jak to było możliwe, że ona włada tak dużą grupą. Gdyby chcieli mogliby się jej postawić, zniszczyć ją. Czego oni się tak bali. Gdybym mogła pokazałabym jej na co mnie stać. 
- Drrr! - to mój telefon. Właśnie wyciągnęłam go z torebki. Spojrzałam na ekran, żeby sprawdzić kto dzwoni.
- Kochanie? Czekam przed szkołą, wszyscy już dawno wyszli, gdzie ty jesteś? - to była moja mama.
- Ja... Już idę. - gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo szybko się rozłączyłam. Nie chciałam się teraz tłumaczyć. Wiedziałam, że zostanę zasypana tysiącem pytań w drodze do domu. 

- Co tak długo? 
- Bawisz się w detektywa?
- Nie, po prostu się trochę zaniepokoiłam. Chyba nie ma w tym nic złego?
- Nie, nie ma. Możemy już jechać? Muszę się jeszcze spakować...
- Przeprowadzka dopiero za 3 dni, po co ten pośpiech?
- Nie chcę zostawiać niczego na ostatnią chwilę.
- No dobrze. - wypowiadając te słowa w końcu odpaliła samochód. Przez resztę drogi nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. Dopiero przed domem niezręczna chwila ciszy została przerwana. - Widzę, że coś jest nie tak. Może chcesz o tym ze mną porozmawiać?
- Nic się nie stało mamo, serio. 
- Okej, jak nie chcesz, to mi nie mów. - wytknęła na mnie język i wyszła z samochodu.
---
Nadszedł ten dzień. Walizki stały w salonie, tata podpisywał  ostatnie papiery, a mama upewniała się, czy wszystko jest spakowne i gotowe do wyjścia. Tylko ja zamknęłam się w pokoju i cierpliwie czekałam. Chcę wszystko zapisać na kartce papieru, zostawić tą przeszłość tutaj. Nie chcę jej zabierać ze sobą. Nie chcę przeżywać jej od początku. No to chyba czas się już pożegnać. W takim razie do widzenia.

Kiedy zapisywałam ostatnie słowo, ostatnią literę, rodzice zaczęli wołać mnie na dół.
- Demi, wychodzimy!
Zgniotłam kartkę papieru, wyrzuciłam ją do kosza, zeszłam na dół. Zabrałam walizkę, wsiadłam do taxówki. Odjechaliśmy. Poczułam ulgę.

W tym momencie nie pozostało mi nic innego jak czekać. Samolot mieliśmy dopiero za 20 minut. Po co był nam ten pośpiech. 
- Kochanie, razem z tatą pójdziemy do kafejki internetowej obok. Chcesz iść z nami?
- Nie, poczekam tutaj.
- Okej. A może chcesz coś do jedzenia?
- Nie, ale może kupię sobie cos do picia.
- Dobrze.
Poprosiłam panią obok o przypilnowanie naszych walizek i poszłam razem z nimi. Kiedy już wróciłam sprawdziłam, czy wszystko się zgadza. W tej chwili przypomniało mi się o Marissie... No tak, muszę do niej zadzwonić, powiedzieć co się stało. Usiadłam, wyciągnęłam telefon z torebki, po czym wyszukałam jej numer i zadzwoniłam. Nie odebrała. Próbowałam zadzwonić jeszcze raz, na próżno. Pewnie jest czymś zajęta. Byłam tak zapatrzona w ekran, że przez chwilę zapomniałam, że trzymam Colę w ręku. Chwila nieuwagi i moja koszulka była mokra. Moi rodzice właśnie nadchodzili.
- Dobrze, że jesteście. Muszę iść do toalety...
- Dobrze, że nie na spodnie. - zaśmiał się tata.
- Mam szczęście. - i szybko pobiegłam w stronę łazienek.

- No nie, dlaczego właśnie teraz. - szłam właśnie z opuszczoną głową, nie patrząc na drogę przede mną, gdy nagle poczułam mocne uderzenie w głowę.
- Kurwa! Patrz jak chodzisz! - odezwał się ze złością wpatrzony we mnie, jakby miał zaraz wywiercić mi dziurę w oczach.
- Spokojnie, przecież nic się nie stało.
- Jeszcze nie...
- Czy to ma być groźba?
- A na co to wyglądało. Następnym razem patrz na drogę, kiedy idziesz! 
- Oh doprwady? Nie chcę nic mówić, ale razem na siebie wpadliśmy. Sam byłeś zajęty gapieniem się w swojego Iphona... - i właśnie w tym samym momencie zadzwoniły nasze telefony. Odebrał i szybko wyruszył w swoją stronę. Nie minęła chwila a zrobiłam to samo. 
- Marissa? - zobaczyłam jej numer na ekranie.
- Tak, cześć skarbie! Dawno nie dzwoniłaś, coś się stało?
- Nie uwierzysz!
- Jak to?
- Przeprowadzam się do Los Angeles! 
- Co?! Nie wierzę! Kiedy... kiedy tu będziesz? - momentalnie zaczęła piszczeć ze szczęścia.
I właśnie usłyszałam głos wołającej mnie mamy. - Słuchaj właśnie mam samolot. Zadzwonię do Ciebie gdy tylko wylądujemy.
- Okej, tylko nie zapomnij. - już miałam się rozłączyć, gdy nagle dodała - Poczekaj!
- Co jest? 
- A wiesz co, już nic. Leć, bo się spóźnisz!
- Okej, pa pa.
- Cześć. 
- Demi! Musimy już iść. 
- Przepraszam, rozmawiałam właśnie z Marissą, chodźmy.
- Pośpiesz się, bo się spóźnimy.

W samolocie

Na szczęście zdążyliśmy. Czułam jak coś wciska mnie w fotel, właśnie startowaliśmy. Nie przepadam za tym uczuciem. Czujesz, że w każdej chwili może stać się coś złego. Samolot spadnie, a ty będziesz w pułapce. Stop, nie będę teraz o tym myśleć. Przede mną godzina lotu. Muszę się czymś zająć. - I właśnie przypomniało mi się coś bardzo istotnego.
- Tato...
- Tak?
- A gdzie dokładniej jedziemy?
- W sensie?
- No wiesz. Gdzie będziemy mieszkać. 
- Dowiesz się na miejscu. 
- Ugh.. Ale jesteście uparci. Mam dość już tych wszystkich niespodzianek. - zawsze muszę wszystko wiedzieć. Już taka jestem. Ale postanowiłam nie męczyć ich dalszymi pytaniami, wiedziałam, że uwielbiają robić mi na złość. Dzisiaj dam im tą satysfakcję z wygranej. Może to dlatego, że byłam zmęczona tym wszystkim. Wstaliśmy bardzo wcześnie i... O nie. Teraz wiem dlaczego Marissa nie odbierała telefonu. Musiała wtedy spać. No nic, chyba mnie za to nie zabije. Gdy rozmawiałyśmy wydawała się być spokojna, nie może sie na mnie złościć. No, skoro już tak sobie o tym myślę, to przydałaby się mała drzemka. - Wyciągnęłam małą poduszkę, po czym położyłam ją wygodnie pod głową. Chwilę mi to zajęło. Byłam bardzo wybredną osobą i nic nigdy mi nie odpowiadało. Myślę, że to akurat jedna z cech odziedziczonych po mamie. Z zaśnięciem natomiast nie miałam już większego problemu.

Niecałą godzinę później

- Demi obudź się. - ciche wołanie i delikatne pukanie we mnie łokciem wybudzało mnie ze snu.
- Co jest... - wymamrotałam.
- Za chwilę będziemy lądować. - rozpoznałam przy tym głos mamy.
- Tak bardzo chcę mi się spać. 
- Nie marudź tylko się budź. Masz 5 minut i 30 sekund. Teraz już tylko 29.. 28.. 27.. 26..
- No dobrze już... Tylko przestań odliczać, bo ludzie sie na nas gapią.
- A niech się gapią. Nie interesuje mnie to. - uśmiechnęła się.
- Cała ty. - potrząsnęłam głową.
Nagle wszyscy byliśmy proszeni o zapięcie swoich pasów, ponieważ samolot przygotowywał się do lądowania. Kolejna rzecz, za którą nie przepadałam. Dlaczego nie mogliśmy jechać samochodem. Chociaż... z drugiej strony dojazd zająłby nam o wiele więcej czasu. Nie przeżyłabym chyba tego. Zawsze musi być jakieś "ale"...
- No, już jesteśmy na ziemi. - byłam tak zajęta przejmowaniem się tym wszystkim, że nie zauważyłam, kiedy zdążyliśmy wylądować. Bardzo mnie to ucieszyło.

Właśnie odebraliśmy nasze bagaże, gdy nagle kogoś zauważyłam. Te włosy... Wydawały mi się bardzo znajome. Czyżby to był on? Jeszcze jego tu brakowało. Całe szczęście, że był odwrócony i stał dość daleko. Może mnie nie zauważy. Znowu będzie miał jakieś sapy, na co najwyraźniej nie miałam ochoty.
- Dziękujemy bardzo, do widzenia. No to możemy już iść, taxówka czeka - nieoczekiwanie wszystkie moje przemyślenia urwał głos taty. Wyruszyliśmy w stronę wyjścia. Taxówkarz razem z tatą schował nasze walizki, po czym wszyscy wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w to miejsce, którego nazwy nie znałam. 

Pół godziny później

Chwilę później, gdy skręcaliśmy w ulicę, która była mi bardzo znana rodzice wskazali mi pewną posiadłość. Była bardzo duża, było widać, że jej właściciele włożyli w nią bardzo dużo wysiłku i pracy. Kiedy się do niej zbliżaliśmy poznałam ten dom. Zaparkowaliśmy obok niego, przed bramą tej willi, o której wcześniej mówił tata. Otworzyłam szeroko oczy. 
- O co tu chodzi?








_____________________________________________________

Roździały będę starała się dodawać cyklicznie, co tydzień.
Zapraszam również wszystkich do komentowania (dozwolone anonimowe komentarze).
Przypominam również o naszym asku, na którym możecie zadawać pytania tyczące się opowiadania: 

19 czerwca 2014

Rozdział 1

               Kolejny wschód słońca, kolejne ciosy zadane prosto w serce.  A na koniec, rana. Rana na moim ciele. Tak zapowiadały się moje wszystkie dni spędzone tu, w Las Vegas. Z każdą chwilą czułam się coraz słabsza. Popadałam w kompleksy. Coraz więcej i więcej.  Nie było ani jednego dnia bez odpoczynku od tego wszystkiego. Każdy następny dzień stawał się moim koszmarem. Jakby nie wystarczało im miejsca w moich snach. Przenosiły się one do prawdziwego życia. To jest naprawdę męczące. Mam dość. Nie mogę nic z tym zrobić, źle mi z tym. I to bardzo. Czasami zdaję sobie sprawę, że to może być już koniec. Mogę to zakończyć. Jednak coś w głowie powstrzymuje mnie od tego. Pozostało mi jeszcze trochę  siły, czasu. Spokojnie odliczam dni, godziny do zakończenia tego roku szkolnego. Pocieszam się. Już tylko tydzień. Dam radę, zostanę do końca. Nie wiem jak to zrobiłam. Pomimo tych wszystkich sytuacji doświadczonych tutaj moje oceny, sukcesy zostały nienaruszone. Wciąż idzie mi tak samo dobrze. Przynajmniej to się nie zmieniło. Nie mogę powiedzieć tego o moim zachowaniu, wyglądzie.  Nie wiem jak długo dam radę. Dom jest jedynym miejscem, gdzie mogę odpocząć. W skrócie, tak mogę opisać cały rok szkolny. Od czasu, gdy się tu przeprowadziliśmy. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie co ze mną będzie, jeśli zostaniemy tu do końca. Każdego dnia modlę się do Boga, aby to się zmieniło. Nie mogę tak dłużej żyć.

   Dzień przed zakończeniem roku szkolnego.


Godzina ósma. Spokojnie czekałam na autobus. Próbowałam pozytywnie się nastawić na ten dzień. W końcu, przyjechał. Drzwi otworzyły się. Weszłam do niego, szukając wolnego miejsca. Kiedy miałam zamiar usiąść poczułam, że coś złapało mnie za ramię. Była to Ashley. - Poczułam się słabo na jej widok. Od samego początku... krok po kroku niszczyła moje życie. To przez nią jestem jaka jestem. 

- Cześć kotku - powiedziała to z jadem w głosie - zapomniałaś już, że to jest moje miejsce?
W tym momencie zdałam sobie z tego sprawę. - Przepraszam, ja... zamyśliłam się. Proszę wybacz mi... - tak, dobrze wiem jak to brzmiało. Byłam zdesperowana, a ona mogła zrobić  ze mną co chciała. Niszczyła ludzi, zastraszała, robiła z nich swoje marionetki. Byłam jedną z tych osób, tylko różnica była jedna. To mnie nienawidziła najbardziej. Dzień w dzień przeżywałam to samo.
- Obiecuję Ci, że to będzie jeden z najgorszych dni w twoim pieprzonym życiu szmato. -  Gdy to powiedziała popchnęła mnie tak mocno, że upadłam, a wszystkie moje książki latały już po autobusie. Wszyscy zaczęli nimi rzucać, zupełnie jakby to były piłki do koszykówki. Nie mogłam nic z tym zrobić. Wiedziałam do czego jest zdolna. Lepiej nie wchodzić jej w drogę. Poddałam się, usiadłam przy oknie. Po chwili łzy same zaczęły lecieć. Nie mogłam nic dostrzec, świat był rozmazany. Czekałam tylko aż dojedziemy do tej pieprzonej szkoły.

Moja pierwsza lekcja minęła spokojnie. Niestety nie mogę tego powiedzieć o całej reszcie. Ashley nie dawała mi spokoju. Wraz ze swoją  grupą "księżniczek" wciąż się ze mnie nabijały, upokarzały na oczach wszystkich, nie dawały mi spokoju. Wiele osób próbowało już coś z tym zrobić. Ale ona wygrywała. W końcu to szkoła jej ojca. Może robić co chce, a my nie możemy nic z tym zrobić. Nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia. Wszyscy wiedzieli, że kiedy będą się ze mną zadawać Ashley ich zniszczy. 

Rozpoczęła się moja ostatnia lekcja, historia. Uwielbiałam ją. Mogłam bez problemu się na niej skupić, bo jest to jedyna lekcja bez Ashley. Coś mi jednak nie dawało spokoju. To ostatni dzień, ostatnia lekcja bez niej. Wiedziałam, że coś się wydarzy. Nie myliłam się. Gdy Pan Turner wszedł do klasy, za nim zobaczyłam ją. Poczułam gwałtowny ból brzucha. 
- Dzień dobry. Mam dla was małą niespodziankę. Panna Rain zaprezentuje wam dzisiaj swój projekt z historii. Ja w tym czasie będę musiał udać się do dyrekcjii na ważne spotkanie. Kiedy wrócę wszystko ma być na swoim miejscu. Nie chcę, żeby w czasie mojej nieobecności po klasie przechodziło jakieś tornado. - złapał za swoją teczkę i wyszedł.
Projekt z  historii zrobiony przez Ashley? To chyba niemożliwe. Miałam dziwne przeczucia. 
- Słuchajcie! Obiecuję wam, że wyjdziecie z tąd z uśmiechem na twarzy. Nie będziecie w stanie przestać się nabijać z pewnej osoby. Będzie to historia naszej "wspaniałej" Demi Lovato. - po tych słowach zamarłam, a moje źrenice rozszerzyły się. Ashley włączyła film. Już na samym początku widać było pierwsze sceny naszego spotkania, kiedy to wylała na mnie swój lakier do paznokci, ośmieszyła mnie przed całą szkołą, czy pocięła moją ulubioną bluzkę tylko dla tego, że ona miała taką samą. Nie mogłam w to uwierzyć. Wszyscy zaczęli wytykać mnie palcami, śmiać się ze mnie. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. TO BYŁ MÓJ NAJGORSZY DZIEŃ W ŻYCIU. Wszystkie wspomnienia, które tak bardzo pragnęłam usunąć z mojej pamięci wróciły. 
W jednej sekundzie wzięłam do ręki moją torbę i wybiegłam z klasy. Tego było za dużo. Mimo to, nie chciałam o tym mówić moim rodzicom. Nie teraz. Bałam się. Pobiegłam do lasu, który znajdował się niedaleko szkoły. Chciałam być sama. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Czułam się strasznie. Usiadłam przy drzewie nie móc nic zrobić.

Minęło pół godziny. Zorientowałam się, że za pięć minut lekcje się skończą a ja będę musiała wracać do domu. Wstałam, otarłam twarz i skierowałam się w kierunku mojego domu.

Weszłam do domu jakby nigdy nic. Wyglądałam normalnie. - Wróciłam!
- Dobrze, zaraz będzie obiad! Umyj ręce i przyjdź do kuchni! - zapach spaghetti roznosił się po całym domu. Szybko wykonałam polecenie i usiadłam przy stole.
- Jak było w szkole? - mama spytała mnie z uśmiechem na twarzy.
- Raczej dobrze... Cieszę się, że to już koniec. A gdzie tata?
- Załatwia ważną sprawę.
- Jaką ważną sprawę?
- To niespodzianka. Przynajmniej tak uważamy, ale spokojnie wszystkiego dowiesz się już wieczorem. - powiedziała to nakładając nam spaghetti na talerz.
- Już? Chyba dopiero. - zaśmiałam się - Mam nadzieję, że to będzie warte czekania, bo wiesz jak bardzo nie lubię niespodzianek.
- Będziesz mile zaskoczona. Obiecuję Ci to. - uśmiechnęła się do mnie, po czym zabrałyśmy się do jedzenia.
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Sięgłam po mój pamiętnik, o którym nikt nie miał pojęcia. Mogłam zapisać w nim całą prawdę, wszystko co mnie trapiło. Może się  to wydawać dziecinne, ale kiedy nie masz się komu wyżalic, nie masz swojego prawdziwego przyjaciela, kartka papieru i długopis mogą sprawić, że będziesz czuć się trochę lepiej.

Ashley ponownie sprawiła, że czuję się jak śmieć. Nic nie warta. Pokazała na co ją stać. To co się tam stało było ogromną krzywdą dla mnie. Nie potrafię sobie pomóc. Zatrzymać tego. Powiedzieć jej co tak na prawdę o niej myślę. Ona jest ode mnie silniejsza. Każdy jest... Na dodatek tata z mamą mają dla mnie niespodzianke. Boję się. Jedyne czego teraz pragnę to powrót do starego domu. Mieszkamy tu rok, a ja już znienawidziłam to miejsce bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. Nienawidzę tego uczucia - jutro czeka Cię to samo, nie masz na to wpływu, nie możesz nic z tym zrobić, jesteś bezsilna.


Odłożyłam go. Otworzyłam szufladkę w nocnym stoliku. Była tam schowana żyletka. Zawsze gdy się o coś obwiniałam lub miałam bardzo zły dzień i nie mogłam już wytrzymać tej presjii robiłam kreskę na ręce. Nikt tego nie zauważał. Maskowałam to bardzo dobrze. Wiedziałam, że robię źle, ale nie miałam na to wpływu. Jakbym to nie była ja.

Wzięłam książkę do ręki. Kiedy nie miałam nic do roboty uwielbiałam czytać. Strasznie szybko leciał mi wtedy czas. Godzina po godzinie, mijała jak błyskawica. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Minęło 5 minut, gdy usłyszałam wołanie.
- Już idę! - odpowiedziałam. Szybko pobiegłam na dół.
- Kochanie mamy dla Ciebie niespodziankę. - powiedział to głośno z uśmiechem na twarzy - Przeprowadzamy się na stałe do Los Angeles. Co ty na to?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Wiedziałam, że to tylko pół godziny drogi od mojego starego domu w Hollywood.
- Oczywiście, że się cieszę! To najlepsza rzecz jaką mogliście mi teraz powiedzieć, serio! - szybko do nich podbiegłam i mocno przytuliłam, dosłownie jak małe dziecko.
- Już myślałem, że ten pomysł Ci się nie spodoba. Jestem mile zaskoczony. Ostatnim razem nie byłaś zbyt zachwycona. - powiedział cicho się śmiejąc.
- Tam spędziłam większość mojego życia. Poza tym zostawiłam tam swoich przyjaciół, Marisse.
- No tak, przyznaję Ci rację. Masz plusa, będzie was dzielić tylko niecałe pół godziny drogi. - poklepał moje ramię.
- Lepsze to niż 5 godzin, prawda? - odezwała się mama.
- Jasne! A tak wracając do tematu... To kiedy wyjeżdżamy? - zapytałam z ciekawością.
- W poniedziałek mamy samolot. Wystarczy spakować tylko te najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko jest tam załatwione.
- Dobrze. Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę. - pocałowałam ich w policzek i  pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi za sobą i rzuciłam się na łóżko. Miałam wrażenie, że wszystko zacznie się od początku. Zacznę pisać nowy scenariusz. Wyciągłam ręke pod łóżko i złapałam za pamiętnik. 

Muszę Ci się zwierzyć. Jak nie Tobie, to komu? Mój kontakt z Marissą urwał się. Przez ostatnie 10 miesięcy nie miałam nikogo innego. Rodzice pewnie by nie zrozumieli. Gdybym im powiedziała miałabym jeszcze większe kłopoty. Pewnie zamknęliby mnie w pokoju i nie kazali wychodzić, żeby nikt mnie tak nie skrzywdził. Nie ufaliby już nikomu z moich znajomych.  Nie mówiąc już o moich ranach na ciele... A Ashley znając życie znęcałaby się nade mną jeszcze bardziej niż do tej pory. Już za 4 dni wyprowadzę się stąd. Jutro ostatni raz zobaczę Ashley i tę jej cholerną szkołę. Może nawet jej się postawię? Nie wiem, czy jestem na tyle silna, żeby to zrobić. No nic. Chcę być wypoczęta. Jutro wielki dzień, mój ostatni koszmar. Mam nadzieję... Dobranoc.


Schowałam go pod moim łóżkiem. Wyciągłam z kieszeni mojego Iphona aby sprawdzić godzinę. Była 21.47. Podeszłam do mojej szafy aby wyciągnąć moją ulubioną koszulę nocną i czystą bieliznę, a następnie sięgłam po ręcznik, który właśnie się suszył.

Skierowałam się do mojej łazienki. Położyłam wszystko na szawce, do wanny wlałam płynu do kąpieli, a następnie gorącej wody. Spojrzałam w lustro, po czym ściągłam swoje ubrania. Weszłam ostrożnie do wody. Od razu zwróciłam uwagę na moją ręke. Była cała pokaleczona. Przez chwilę nad tym myślałam, nie odrywając od niej oczu. Jak mogłam to zrobić
Opleciona w ręcznik przeczesałam delikatnie włosy palcami, otworzyłam drzwi i usiadłam na łóżku. Sprawdziłam telefon, miałam tylko powiadomienie z facebooka. Była to Ashley. Umieściła ten filmik nawet w internecie. Moje oczy nagle zaczęły szczypać. Poczułam jak łza spływa mi po policzku. Szybko ją otarłam, po czym ściągłam ręcznik i się ubrałam. 
- Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że to moje ostatnie dni tutaj. - szepnęłam, jakby to, co powiedziałam było skierowane do niej. - Jesteś wredną suką, nie masz uczuć. Potrafisz tylko uprzykrzać innym życie, bo sama nie potrafisz zająć się swoim. - mówiąc to wszystko przygotowywałam swoje łóżko do spania. Gdy się położyłam, podziękowałam za wszystko Bogu. Za to, że moje męki już się kończą. 








_____________________________________________________


WSZYSTKIE PUBLIKOWANE TU ROŹDZIAŁY SĄ MOJEGO AUTORSTWA.

Fanfiction tworzę razem z pomysłami mojej kuzynki. 
Wszelkie pytania można zadawać tutaj .
Bohaterowie:  (z czasem będą dodawani)

Życzymy miłego czytania.